Co robię, gdy czuję się przytłoczona?

Woman relaxing with coffee in a chair, surrounded by laundry and plants. Thought bubbles depict chaotic family and work life, balancing calm and chaos.
Czyli
życie po czterdziestce w wersji: „Jak to, dopiero środa?!”

Mam 40+ (i nie mówię tu o rozmiarze dżinsów, choć niestety i tu się zgadza…) – i jak wiele kobiet w tym wieku, noszę nie tylko większe spodnie, ale i większy bagaż emocjonalny. Praca, dom, dzieci, lista rzeczy do zrobienia na jutro, która ma już pięć stron i nadal rośnie. Żyję w świecie pełnym bodźców, obowiązków, zmian hormonów i prania, które mnoży się szybciej niż króliczki.

Życie potrafi być piękne, ale czasem przypomina stertę spraw do załatwienia, która szepcze z kąta: ogarnij się, kobieto”.

Zdarzają się dni, kiedy świat mnie przygniata. Wszystko jest „na już”, każdy czegoś chce, a ja mam ochotę zniknąć, wyjechać na bezludną wyspę. Albo chociaż do łazienki z zamkiem od środka. Z kubkiem kawy. I z ciszą, która nie pyta o obiad, faktury i zagubione zabawki.

Ale przez lata nauczyłam się, że przytłoczenie to nie wyrok. To sygnał. Jakby organizm krzyczał: Kasiu! Stop! Przeginasz, zwolnij!” Czasem ten krzyk jest głośny jak alarm przeciwpożarowy, a czasem to tylko cichy jęk gdzieś z tyłu głowy – taki, który łatwo zignorować. Ale nie warto.

Bo właśnie wtedy, kiedy to słyszę, sięgam po moje sprawdzone sposoby. Rytuały, małe rytmy, codzienne zaklęcia. Czasem banalne, czasem zaskakująco skuteczne.

Chcesz poznać moją tajemniczą broń na przytłoczenie? Czytaj dalej.
Ale ostrzegam – będzie szczerze, czasem zabawnie, czasem refleksyjnie.
Bo tak wygląda życie. Zwłaszcza po czterdziestce.

1. Oddycham. I nie mówię tu o „przeżyciu kolejnego dnia”

Mówię o świadomym oddechu. Gdy czuję, że przytłoczenie ściska mi klatkę piersiową, robię pauzę i:

  • Wdech: Akceptuję

  • Wydech: Odpuszczam

Proste? Tak. Skuteczne? Bardzo. A w tle, gdzieś w głowie, przewijają się słowa Ho’oponopono – cudownej hawajskiej metody oczyszczania emocji:
Kocham Cię. Przepraszam. Proszę, wybacz mi. Dziękuję.
Najczęściej powtarzam tylko „kocham Cię” i „dziękuję”. I to mi naprawdę pomaga wrócić do siebie. (O Ho’oponopono napiszę kiedyś więcej – to temat rzeka i złoto dla duszy.)


2. Piszę. Jakby miało mnie to uratować. Bo czasem ratuje.

Biorę zeszyt, notatkę w telefonie, cokolwiek. I piszę. Nie gramatycznie, nie mądrze, nie na pokaz. Piszę, żeby dać upust emocjom.

Czasem to wygląda tak:

Kasiu, jesteś zmęczona. Masz prawo. Nie wszystko musisz ogarniać. Jesteś dobra, nawet jak jesteś rozczochrana i zrezygnowana. To minie.”

To działa. Serio. Pisanie do siebie to jak przytulenie duszy. I kosztuje mniej niż kawa na mieście.


3. Szydełkuję, prasuję albo... sprzątam

Brzmi nudno? Być może. Ale to medytacja w ruchu.

Gdy dłonie coś robią, a głowa może sobie odpocząć, zaczyna się magia. Szydełkuję kwadraciki, prasuję górę prania albo układam pluszaki mojego syna w idealne rządki (które i tak za chwilę będą wszędzie – ale to nieistotne).

Ważne, że na chwilę wraca spokój. I poczucie, że nad czymś jednak mam kontrolę. Nawet jeśli to tylko układ kolorów w kocu.


4. Oglądam zwierzaki w internecie. Tak, dobrze przeczytałaś – to naprawdę działa.

Nie żartuję. Czasem spędzam czas na oglądaniu filmików, które wywołują u mnie salwy śmiechu (często do łez). Koty, które próbują zmieścić się w pudełkach 10 razy za małych, papugi śpiewające w rytm muzyki, czy pandy, które toczą się po trawie jak ja w niedzielę rano, kiedy z trudem opuszczam łóżko – te proste rzeczy potrafią rozładować napięcie.
Śmiech to najlepsza terapia – a zwierzęta przypominają mi, jak cudowne potrafią być najzwyklejsze chwile w życiu.

5. Powtarzam sobie, że to minie

Wiem, wiem. To banał. Ale banały prawdziwe. Każdy stan, nawet ten najczarniejszy, ma swój koniec.

Mówię sobie:
To tylko chwila. Przejdzie. Jak burza. Jak PMS. Jak ten kubek, który spadł i się rozbił – też już po nim.”

To pomaga nie brać wszystkiego tak bardzo do siebie. I daje mi siłę, by iść dalej. Choćby o centymetr.


6. Zamieniam chaos w coś, co ma sens

Kiedy czuję się przytłoczona, pytam siebie:
Po co to wszystko? Co z tego dobrego może się narodzić?”

Nie zawsze znajduję odpowiedź od razu. Ale czasem właśnie te trudne dni uczą mnie najwięcej o sobie. O tym, co ważne. Co mogę odpuścić. Co chcę zmienić.

I choć nie zawsze mam wpływ na wszystko – mam wpływ na to, co z tym zrobię. A to już bardzo dużo.


7. Taniec i śpiew – moja terapia bez recepty

Kiedy czuję, że świat mnie przytłacza, zamykam drzwi, włączam muzykę i... ruszam w swój własny koncertowy tour – po kuchni, salonie albo między koszem na pranie a lodówką. Tańczę jak nikt nie patrzy (bo nikt nie patrzy – i dobrze), śpiewam głośno, choć… cóż, moje dzieci twierdzą, że „jęczę”. Podobno wydobywa się ze mnie dźwięk nie do końca ludzki – ale nie szkodzi. W podstawówce naprawdę potrafiłam śpiewać, serio! Miałam głos jak aniołek z jasełek. Gdzieś po drodze ten aniołek chyba zasnął – i jakoś nie mogę go zbudzić, choć bardzo bym chciała.

Ale to nie ma znaczenia. Bo w tych chwilach, kiedy śpiewam i tańczę tylko dla siebie, nie chodzi o jakość dźwięku, tylko o jakość emocji. To jest mój sposób na zrzucenie z siebie napięcia, stresu i całej tej codziennej spiny. Taniec rozluźnia ciało, śpiew oczyszcza duszę. I choć nie dostanę owacji na stojąco, to daję sobie sama największy prezent – kilka minut bycia radosną, swobodną i autentyczną.


Na koniec…

Nie jestem ideałem. Nie mam na wszystko gotowych rozwiązań. Ale mam jedno: wytrwałość. I serce, które – choć czasem zmęczone – wciąż chce się dzielić tym, co działa.

Jeśli Ty też masz takie dni, że masz ochotę wszystko rzucić i wyjechać na przykład w Bieszczady (albo przynajmniej do łazienki na 10 minut samotności) – to wiedz, że nie jesteś sama.

Zaparz sobie herbatę. Albo kawę z cynamonem. I oddychaj:

Wdech: Akceptuję
Wydech: Odpuszczam

Jesteś w dobrym miejscu. Nawet jeśli dziś czujesz się zagubiona.

A jeśli ten wpis Ci pomógł – zostaw komentarz. Albo wróć za kilka dni. Może znów znajdziesz tu coś, co sprawi, że ten świat będzie choć odrobinę lżejszy.

Ściskam,
Kasia z „life 40 plus” 💛

15.05 Dzień Rodziny i Dzień Niezapominajki

A bouquet of vibrant blue forget-me-not flowers is arranged in a vase against a wooden background. Above, white text reads, "15 maja Międzynarodowy Dzień Rodziny Dzień Niezapominajki," symbolizing family day.
Czyli o tym, co zostaje z nami na zawsze, choćby świat się kręcił w drugą stronę 💙🌸

takie dni w kalendarzu, które nie potrzebują fanfar, wielkich kampanii reklamowych ani przypomnień z aplikacji. Wystarczy, że się pojawią, a serce jakoś samo wie, że to ten moment. 15.05 to właśnie taki dzień. A nawet dwa dni w jednym – Międzynarodowy Dzień Rodziny i Dzień Niezapominajki.

Niby zupełnie różne święta, a jednak… jakby splecione ze sobą jak palce dziecięcej rączki i dłoni mamy. Oba przypominają o tym, co najważniejsze – o relacjach, obecności, wspólnych chwilach, pamięci, o tym, co ciche, ale prawdziwe.


💙 Czym dla mnie jest rodzina?

Dawniej powiedziałabym: „rodzina to ci, z którymi dzielisz nazwisko i stół na święta”. Ale życie pokazało, że to znacznie więcej.

Dziś, z pełną świadomością, mogę powiedzieć:
Rodzina to moje dzieci – choć dwoje z nich już poszło swoją drogą i nie ma ich codziennie przy naszym stole, to wciąż czuję ich obecność, jakby byli tuż za rogiem myśli. Ich wiadomości, zdjęcia, czasem tylko jedno zdanie potrafią ogrzać dzień. A najmłodszy? Jest tu z nami – jego pytania, śmiech, a czasem też cichy bunt, przypominają mi, że ta codzienność, choć bywa męcząca, jest najcenniejszym skarbem.

Ale rodzina to też coś jeszcze.
To dziewczyny, które poznałam całkiem niedawno. Nie znamy się od podstawówki, nie jadłyśmy razem obiadów w szkolnej stołówce, nie mamy wspólnych zdjęć z dzieciństwa. Spotkałyśmy się jako dorosłe kobiety, każda z własną historią, własnymi zmartwieniami i marzeniami. I choć znamy się tylko kilka miesięcy – wiem, że mogę napisać. Że zostanę wysłuchana. Że padnie to jedno zdanie, które robi różnicę.
Nie wiem, czy to już przyjaźń. Ale wiem, że to coś dobrego, wartościowego. Może po prostu – bliskość na dorosły sposób. Soulmate, bez wielkich deklaracji.


🌷Rodzina bywa zaskakująca

Czasem to starsza pani z grupy na Facebooku, która przysyła Ci wiadomość o świcie: „Dzień dobry, Kasieńko, myślę dziś o Tobie”. Czasem to komentarz od obcej osoby: „Dzięki za ten post, naprawdę go potrzebowałam”.
Albo społeczność, która powstała z potrzeby serca – gdzie ludzie się wspierają, dzielą inspiracjami, czasem wrzucą coś zabawnego, czasem przyznają się, że mają gorszy dzień.

To też rodzina. Tylko cyfrowa. Cicha. Ale często bardziej obecna niż niejeden sąsiad zza ściany.


🌸 A niezapominajki?

Ach, te maleńkie, niepozorne kwiatki. Takie, co to prawie zlewają się z trawą. Można je przeoczyć, jeśli patrzy się tylko na to, co głośne, spektakularne i kolorowe. Ale gdy spojrzysz uważnie… one tam, gdzie trzeba. Ciche, pokorne, trwałe. I właśnie przez to – niezapomniane.

Pewnego dnia dostałam od mojego dziecka mały bukiet niezapominajek. Bez okazji, bez opakowania. Ot, zebrane z pola. I powiem Ci coś – żaden bukiet z kwiaciarni nie wzruszył mnie tak, jak ten.
Bo był prawdziwy. Bo był sercem, nie z rozkazu kalendarza. Bo pachniał dzieciństwem, chwilą i miłością, której nie trzeba udowadniać słowami.


💫 Bo czasem wystarczy tylko jedno spojrzenie w tył...

Nie trzeba się rozpisywać. Nie trzeba niczego analizować. Wystarczy jedno ciepłe wspomnienie. Jedna osoba. Jedno słowo. Albo jedno wspólne milczenie, które bardziej łączy niż godzina rozmowy.

I właśnie dlatego tak bardzo lubię te majowe święta.
Nie wymagają prezentów. Nie trzeba niczego „organizować”. One po prostu przypominają.
Że mamy siebie. Że warto dbać. Że pamięć jest darem.
Że życie to nie tylko wielkie wydarzenia, ale i te ciche momenty, które zostają z nami na zawsze – jak zapach świeżo parzonej kawy, albo jedno zdanie przeczytane we właściwym czasie.


💭 Jeśli coś w tym tekście zatrzymało Cię choć na chwilę – zostaw po sobie ślad. Może serce, może emoji, może tylko uśmiech do ekranu. Bo nigdy nie wiesz, czy właśnie ta chwila nie była komuś potrzebna.

A może… może warto dziś zadać sobie cicho jedno pytanie:

Kogo lub co nie chcę zapomnieć – nawet gdy wszystko inne przeminie?”



Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę

A woman with long hair sits peacefully on a wooden chair in a garden, surrounded by pink blossoms and colorful flowers, basking in warm sunlight.

Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę. I wiecie co? To była najprostsza, a zarazem jedna z najważniejszych rzeczy, jaką zrobiłam od dłuższego czasu. 🌿✨

Wszyscy wiemy, jak łatwo dać się porwać w wir życia. Codziennie mamy milion rzeczy do zrobienia – praca, obowiązki domowe, zadania, które nigdy się nie kończą. Często zapominamy o sobie, bo przecież trzeba być na bieżąco, nie można zwalniać tempa, bo wszystko się zawali. 💥 Ale czy na pewno? Czy naprawdę musimy być w ciągłym biegu, by wszystko dobrze funkcjonowało? Dziś odpowiedziałam sobie na to pytanie, bo w końcu postanowiłam się zatrzymać. I wiecie co? Świat nie skończył się, a ja poczułam, jak bardzo tego potrzebowałam. 🌸

Zaczęło się od zwykłego momentu – siedziałam na kanapie, patrzyłam na zegar i nagle uświadomiłam sobie, że znowu zapomniałam o sobie. 💭 Zamiast pędzić dalej, postanowiłam na chwilę odetchnąć. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Przestałam myśleć o tym, co jeszcze muszę zrobić, o wszystkich sprawach, które czekają. Dwa, trzy głębokie oddechy – i nagle poczułam się… spokojniejsza. Zdecydowanie bardziej obecna. 🧘‍♀️

Nie chodziło o to, by zrobić coś spektakularnego. Nie musiałam wcale nic zmieniać w swoim życiu. Wystarczyło, że przez kilka minut przestałam myśleć o obowiązkach i zaczęłam po prostu czuć. Pozwoliłam sobie na to, by po prostu być. 🌺 W ciągu dnia mamy tysiące myśli, miliony bodźców z otoczenia. Często nie zauważamy, jak bardzo jesteśmy przytłoczeni tym wszystkim. Ale to właśnie w takich chwilach, kiedy zatrzymujemy się, jesteśmy w stanie na nowo odnaleźć spokój. To jak reset dla naszego umysłu i serca.

Zatrzymałam się na chwilę, dosłownie na kilka minut, ale to wystarczyło, by poczuć ogromną ulgę. 🕊️ Czuję się tak, jakby cały stres, który nagromadził się przez ostatnie dni, nagle rozpuścił. Nic specjalnego się nie stało, nie zrobiłam nic wielkiego, ale po tej chwili poczułam się, jakbym zrzuciła ze swoich ramion wielki ciężar. W tym biegu często zapominamy, jak ważne jest, by czasem po prostu się zatrzymać. Nie musisz być wciąż w ruchu, nie musisz ciągle gonić za czymś. Czasami to właśnie ta chwila zatrzymania daje ci siłę, by pójść do przodu. 🌟

Zrozumiałam, że nie muszę czekać na wielką przerwę, urlop, weekend czy święta, by poczuć się lepiej. To, czego naprawdę potrzebuję, to kilka minut każdego dnia, które mogę przeznaczyć na siebie. Chwilę, w której nie będę nic musiała. Gdzie po prostu zatrzymam się i wezmę oddech. 🌬️

Często myślimy, że odpoczynek to coś, co musimy sobie zaplanować na wielkie okazje, ale prawda jest taka, że każdy dzień daje nam szansę na chwilę wytchnienia. To może być poranna kawa w ciszy, spacer bez telefonu w ręku, a nawet chwila, w której pozwalamy sobie na milczenie. Kiedy ostatni raz zrobiłeś/to dla siebie? Przypomnij sobie, że warto zatrzymać się na chwilę, bo to może być najbardziej kojąca forma dbania o siebie. 🫖🌿

Dzięki temu zatrzymaniu poczułam się bardziej zrównoważona, spokojna. Działałam później z większą energią, bo wiedziałam, że poświęciłam czas tylko dla siebie. Często w codziennym życiu brakuje nam tego, by znaleźć chwilę na refleksję, na to, by zauważyć, co tak naprawdę czujemy. Dziś nie musiałam niczego zmieniać, tylko dać sobie przestrzeń na bycie tu i teraz. 🌟

Chciałabym, żebyśmy wszyscy pamiętali, że chwile zatrzymania nie czymś złym. Właśnie w takich momentach odnajdujemy równowagę, przypominamy sobie, co naprawdę jest dla nas ważne. I co najważniejsze – nabieramy sił, by dalej ruszyć do przodu, ale z pełnią energii. 💪💖

Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę, bo zrozumiałam, jak bardzo to może być odświeżające. I choć wydaje się to proste, to wcale nie jest łatwe – ale warto dawać sobie takie przestrzenie. To jak inwestycja w nas samych. Czasami to właśnie te małe momenty sprawiają, że czujemy się lepiej i mamy więcej sił na resztę dnia. 🌞

A ty? Kiedy ostatni raz pozwoliłeś/sobie na chwilę zatrzymania? Może dziś jest ten dzień, by po prostu na chwilę się zatrzymać? 🌿 Zrób to dla siebie. Zatrzymaj się, weź oddech, poczuj. To naprawdę pomaga. 💖✨

Co robię, gdy czuję się przytłoczona?

Czyli życie po czterdziestce w wersji: „ Jak to,  dopiero środa?!” Mam 40+ ( i nie mówię tu o rozmiarze dżinsów, choć niestety i tu się zgad...